Wracając do tematu... Półmaraton był naprawdę ciężki. Upał, duchota, ale i... rekord życiowy. Mimo fatalnych warunków atmosferycznych (upał 30 st. C. i anemiczny wiaterek), dość trudnej trasy (liczne podbiegi i zbiegi, fragmenty trasy z kostką brukową) oraz startu niejako "z marszu" (biegałem w tym roku dotychczas tylko 4 razy - dwa razy zawody, dwa razy treningi) jednak poprawiłem swój najlepszy czas na tym dystansie, ustanowiony jeszcze w 2009 r. Dodatkowo ukończyłem ten półmaraton w drugiej setce (do biegu zgłosiło się ponad 500 osób) czyli najwyżej w historii moich startów na różnych dystansach biegowych. I tyle radości, bo oczywiście są też przykre konsekwencje - mam poparzoną głowę od słońca, a stawy kolanowe bardzo bolą (choć mięśnie nóg na szczęście zniosły bieg bez uszczerbku). Dlatego właśnie wolę rolki. Mięśnie nóg pracują tam równie intensywnie, ale ze znikomym obciążeniem stawów, a jeśli chodzi o ochronę przed słońcem... na głowie jest kask :)
słup ogłoszeniowy z plakatem Silesia Marathon 2012
w pobliżu biura zawodów
Medale na wspólnej mecie czekały tradycyjnie na wszystkich, którzy dobiegną. Dwie odmienne wersje - dla uczestników maratonu i dla uczestników półmaratonu. Poniżej mój egzemplarz czyli wariant "półmaratonowy":
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz