niedziela, 28 kwietnia 2013

Nokia N8 i Cracovia Maraton 2013 - double starter

Weekend był dość intensywny, związany z Cracovia Maraton 2013. W sobotę wystartowałem w Cracovia Maraton w na rolkach, w niedzielę dla odmiany w klasycznym, biegowym Cracovia Maraton (taki osobnik startujący jako biegacz i jako rolkarz nosi specjalistyczną nazwę "double starter"). Przerwa między tymi zawodami wynosiła całe 15h i jak łatwo się domyśleć jest to przecież sporo czasu jak na rzetelną regenerację.

W sobotę w maratonie na rolkach mimo dość asekuracyjnego startu poprawiłem rekord życiowy. W niedzielę w maratonie biegowym mimochodem zrobiłem to samo. Mam coś z głową, to już więcej niż pewne.

Siedzę teraz mając w nogach łącznie ponad 84 km i gapię się na moje dwa medale i dwa numery startowe z Cracovia Maraton 2013...


...i śmieję się. Bo naprawdę jak tu nie wierzyć w "Impossible is potential. Impossible is temporary. Impossible is nothing"?

P.S. To wszystko ze specjalną dedykacją dla Kotka. Tak, Kocie, dla Ciebie! I z podziękowaniem za wspólne niespodziewane bieganie ;)

środa, 24 kwietnia 2013

Nokia N8 i imieniny

Niedawno miałem imieniny, ale bynajmniej nie chodzi o opis moich imienin. Imieniny można spędzić w różnych miejscach, często dość dziwnych. Najmilej ze wszystkich imienin w życiu wspominam imieniny spędzone na katowickiej hałdzie Kostuchna. Mimo, że nie były to moje imieniny. Hałdę Kostuchna dość często odwiedzam - na treningach biegowych bądź rowerowych. Może "imieninowe" zdjęcia choć po części wyjaśnią dlaczego...






Miejsce magiczne. Bezsprzecznie. Idealne nawet na urodziny.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Nokia N8 i nordyckie pieśni pożogi

Dziś nietypowo. Zamieszczone w niniejszym poście zdjęcia jak zwykle oczywiście pochodzą z aparatu Nokia N8, ale... fotografowany był ekran monitora. I  to bynajmniej nie dlatego, że nie mam pojęcia o istnieniu funkcji PrintScreen, ale z chęci zademonstrowania jak radzi sobie Nokia N8 w trybach "makro" & "no flash" przy uwiecznianiu zawartości ekranu mojego komputera.

Fotografowanym obiektem było ogłoszenie zamieszczone w serwisie oferia.pl zatytułowane "Nordyckie pieśni pożogi / cały kraj (587350)".

Oto dwa zdjęcia:

szeroki plan

zbliżenie

Dla zainteresowanych dodatkowo link do "oryginału":
http://oferia.pl/zlecenie/item587350-nordyckie-piesni-pozogi-caly-kraj

środa, 10 kwietnia 2013

Nokia N8 i 40. Maraton Dębno 2013

Po wyjątkowo długiej zimie przyszedł czas na pierwszy w 2013 r. start w zawodach biegowych na asfalcie czyli Maraton Dębno. Celowo podkreślam "na asfalcie", bo w międzyczasie (luty 2013) zaliczyłem jeszcze górski bieg Wilcze Gronie odbywający się w iście kopnym śniegu.

Maraton Dębno 2013 był wyjątkowy. Po pierwsze z uwagi na 40. edycję. Po drugie dlatego, że to mój pierwszy maraton po kilkuletniej przerwie. Po trzecie dlatego, że to absolutny życiowy debiut na tym dystansie dla mojego brata. Po czwarte dlatego, że to pierwszy bieg w tym roku na odcinku asfaltu dłuższym niż kilka kilometrów - i na dodatek bez śniegu (bo całą zimę biegałem krosowo po zaśnieżonych ścieżkach w lesie). Po piąte - bo to pierwszy etap zdobywania Korony Maratonów Polski, na którą składają się największe polskie maratony (Dębno, Kraków, Wrocław, Warszawa i Poznań). Wpadłem na pomysł, że zdobędę tę Koronę. I że zrobię to w rok.

Pomysł wyjątkowo kretyński, zważywszy na fakt, że niezbyt lubię biegać, a maratonów wprost nienawidzę.

Do Dębna wyruszyliśmy w sobotę 6 kwietnia 2013 r. w południe. Ze Śląska to kawał drogi - ok. 500 km. Dotarliśmy przed godz. 19.00 na miejsce i skierowaliśmy się do biura zawodów.


biuro zawodów - dzień przed


Noc spędzona w śpiworze na karimacie w sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 3 w Dębnie pośród kilkudziesięciu innych biegaczy nie należała do zbyt komfortowych. Niedzielny poranek był zimny, ale słoneczny. Śniadanie na bogato: bułka, banan, kubek letniej herbaty z termosu z domu i trzy łyki izotonika. Start o godz. 11.00.


tuż przed startem

zdjęcie na trasie w trakcie biegu - w oddali budynek z napisem:
"Dębno - stolica polskiego maratonu"

kilkanaście metrów dalej - zmiana ujęcia,
bliżej budynku, ale gorzej z ostrością
(wszystkie zdjęcia z trasy robione były w biegu)

końcówka i ostatni punkt odżywczy na trasie biegu

Biegło się ciężko. Do połowy dystansu realizowałem wręcz wzorcowo plan taktyczny jeśli chodzi o międzyczasy (z dokładnością do zaledwie kilku sekund). Potem ok. 30. kilometra nastąpiło zatarcie organizmu. Dopiero po biegu dotarło do mnie, że w trakcie wypiłem łącznie najwyżej 0,5 litra napojów. Radykalnie za mało, biorąc pod uwagę zalecenia typu 0,5-0,7 litra na każdą godzinę. Może rozum mi odjęło przez to cholerne zapalenie ucha, które dopadło mnie kilka dni przed zawodami? I wisienka na torcie: nie miałem rękawiczek. Palce mi tak zmarzły, że całkowicie(!) straciłem czucie w trzech z nich (konkretnie w tzw. paliczkach dalszych) na kilka godzin po maratonie. Wszystko przez te moje stare górskie odmrożenia. Do tego jeszcze braki kondycyjne. Zima, choć naprawdę bardzo intensywnie przepracowana, nie dała wystarczających sił. Zabrakło jednak długich wybiegań. Efekt? Frustracja na mecie. Czas końcowy prognozowany na podstawie specjalistycznych tabel i kalkulatorów biegowych miał być znacznie, znacznie lepszy - i to nawet w najbardziej ostrożnym wariancie! Niestety, nie udało się.

Bieg w tak odległym od Śląska Dębnie przypomniał mi 2009 r. i Maraton Warszawski. To była walka z samym sobą, a chodziło w niej o pokazanie, że wszystko jest możliwe jeśli tylko posiada się odpowiednio silną determinację. Nawet jeśli dla kogoś jest to niemożliwe.

Podróż z powrotem trwała bardzo, bardzo długo. Jeszcze mi się nawet śni, że trwa.

40. Maraton Dębno - 7 kwietnia 2013 r.
- moja nowa ulubiona koszulka z zawodów
(choć bawełniana, a nie techniczna, to jednak naprawdę
najładniejsza ze wszystkich z mojej kolekcji)

pamiątkowy medal - też bardzo estetyczny


To był przedziwny dzień. Zupełnie inny niż wszystkie. Choć nie taki, jaki chciałbym, żeby był.
Z pewnymi rzeczami nie umiem się pogodzić. Nadal.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Nokia N8 i hyacinthus vel hiacynt

W moim domu pojawiła się niedawno doniczka wypełniona drugą doniczką, która zawierała coś na kształt cebuli z zielonym ogonkiem częściowo wciśniętej w ziemię wraz z karteczką z napisem "hyacinthus". Z opisu na owej karteczce wynikało, że jest to hiacynt. Ale jak wygląda hiacynt? Nie miałem pojęcia.

Początek wyglądał tak:

zdjęcie w świetle zastanym

zdjęcie z lampą błyskową

Po pewnym czasie zaobserwowałem częściową zmianę wyglądu:

zdjęcie w świetle zastanym

zdjęcie z lampą błyskową

Przez cały weekend nie było mnie w domu, kiedy w końcu dotarłem z powrotem w nocy z 7 na 8 kwietnia zastałem taki widok:

zdjęcie w świetle zastanym

zdjęcie z lampą błyskową

Ponieważ zapewne jest to już postać finalna, wiec postanowiłem finalnie zmienić perspektywę:


Dziękuję. Teraz już wiem jak wygląda hiacynt.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Nokia N8 i perski dywan w Lidlu

Podczas niedawnej, dość przypadkowej wizyty w markecie Lidl kilka tygodni temu natknąłem się na wyjątkową ofertę. Otóż w jednym z wielu koszyków z okazjami cenowymi krył się wyjątkowo efektowny... dywan! Nie znam się na dywanach, ale ten zachwycił mnie tak bardzo, że z pewnością był on oryginalnym perskim dywanem. Niestety, ów cud występował jedynie w wersji mini-mini czyli 50x40cm (choć dla niektórych są to z pewnością "ulubione wymiary").


Złośliwi powiedzą, że oferta Lidla poraża absurdem. Ale mnie jednak zachwyciła cena: 7,99 PLN.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...