logo rybnickiego biegu
zachód słońca nad węzłem autostrad A1/A4 (Sośnica) w drodze na zawody
okolice startu
pilot wyrusza na trasę...
...w asyście wozu policji
biegacze powoli ustawiają się na starcie
po zawodach - sala z szatnią i posiłkami
tablica z listą wyników
oczekiwanie na mecie na kolejnych zawodników
do końca limitu czasu jeszcze ponad pół godziny
medal - tym razem metalowy (ostatnio w Osiecznicy był szklany),
chociaż też dość nietypowy, bo księżyc w medalu jest pomalowany na żółto
Trasa zawodów liczyła trzy pętle i była dość zróżnicowana (dokładny przebieg dostępny jest w serwisie internetowym Garmin). Były zarówno podbiegi, jak i ciasne zakręty, nawroty, długie proste, a do tego asfalt, kostka brukowa, obszary dobrze oświetlone i zaułki bez latarni pogrążone w egipskich ciemnościach.
Start mogę zaliczyć do całkiem udanych - pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, a także pomimo mojego braku rozsądku (w ciągu 6 dni przed zawodami na treningach przebyłem ponad 80 km). Sukces jest nawet podwójny - udało mi się po raz kolejny w tym roku poprawić swoją życiówkę na tym dystansie, a także złamać kolejną magiczną barierę czasową.
Nie znoszę upałów, źle znoszę wysokie temperatury nawet bez wysiłku, a dodatkowo od ok. 15 km wyraźnie już czułem brak sił w nogach spowodowany przemęczeniem treningami. Fizycznie nie byłem w stanie osiągnąć dobrego wyniku, ale wspomogła mnie ogromnie moja dzika determinacja. Kiedy bowiem na ostatnim kilometrze wyliczyłem sobie, że mam szansę na złamanie kolejnej granicy czasowej to stwierdziłem, że nie odpuszczę tej szansy i przeszedłem do niemal sprintu. Satysfakcja z osiągniętego wyniku jest więc wielka, ale okupiona też została skrajnym wyczerpaniem. Te zawody były dla mnie naprawdę trudne. A kolejne zawody już niestety za kilkanaście godzin...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz