Gorlice i Katowice wg internetowego serwisu Zumi, nawigacji samochodowej TomTom oraz NokiaMaps w Nokii N8 dzieli odległość ok. 200 km i czas 3 godziny z minutami. Jednak w praktyce czas przejazdu okazuje się być znacznie dłuższy - typowo polskie zwężenia, ograniczenia ruchu, korki, objazdy, przebudowy... W efekcie na tegoroczny maraton rolkowy w Gorlicach jechałem 4 godziny. Do biura zawodów (Jarmark Pogórzański) dotarłem jako jeden z ostatnich zawodników.
Gorlice, Jarmark Pogórzański
Biuro zawodów - hala targowa Jarmarku Pogórzańskiego
Na miejscu cały czas obserwowałem sytuację na niebie, ponieważ niektóre prognozy pogody mówiły o solidnym deszczu (5,6 mm!). Niebo chmurzyło się coraz bardziej, nasilał się wiatr, wyczuwało się też stały spadek temperatury powierza. Mimo to zdecydowałem się (jak większość startujących) jechać lekko ubrany, w koszulce z krótkim rękawem.
na starcie K2 Roll&Ski Maraton Gorlice
Na trasie liczącej 8 pętli (każda po nieco ponad 5 km) było kilka atrakcji np. ciasny nawrót (z kostką brukową po jednej i żwirem po drugiej stronie). Prawdziwy gwóźdź programu to jednak przejazd kolejowy - na dodatek dwutorowy. Swoją drogą ciekawe czy organizatorzy prowadzili statystykę upadków zawodników w tym miejscu. Warto też wspomnieć o pojawiających się kilkakrotnie (na odcinkach trasy słabo obstawionych przez służby porządkowe) samochodach osobowych "tubylców" jadących beztrosko czołowo na rolkarzy.
Po ok. 35 km poczułem, że brakuje mi sił. Z jednej strony to efekt dość intensywnych treningów (w ciągu tylko ostatniego tygodnia bezpośrednio przed startem w Gorlicach pokonałem 80 km). Z drugiej strony - zapewne z powodu zatrucia pokarmowego z czwartku na piątek. W piątek i sobotę byłem więc na diecie i organizm w trakcie zawodów nie miał z czego czerpać energii do jazdy.
Na szczęście choć było zimno to nie rozpadało się, a ja mocno zacisnąłem zęby i w końcówce zacząłem intensywniej pracować nogami. Dzięki temu zameldowałem się na mecie przed deszczem i z całkiem przyzwoitym czasem. Wg mojej Nokii N8 (a konkretnie aplikacji SportsTracker) poprawiłem swój rekord życiowy o ok. 13 minut. Dokładnego, oficjalnego czasu na razie nie znam, bo organizator nie opublikował jeszcze na stronie WWW oficjalnych wyników.
Nogi dostały ostro w kość, a przecież czekał mnie jeszcze koszmar drogi powrotnej... i to na dodatek przy ogromnej ulewie, która rozpętała się zaraz jak tylko dotarłem z medalem do samochodu. Pomimo deszczu okolice Gorlic prezentowały się bardzo ładnie, co było jednak dość trudne do uwiecznienia ze środka samochodu w trakcie jazdy (zwłaszcza, że Nokia N8 pracowała równolegle jako nawigacja samochodowa).
A po dotarciu do domu jeszcze zdjęcie medalu: