przygotowania do startu
Oczywiście, tradycją już dla zawodów, w których biorę udział, jest wysoką temperatura. Kiedy w końcu przebiegłem przez linię mety i dotarłem do boksu z rowerami to długo nie odrywałem ust od bidonu z izotonikiem. W zasadzie na kilka minut przestałem myśleć - siedziałem oparty na ramie ubłoconego roweru sącząc powoli napój. Na moje ogromne zmęczenie wpłynął nie tylko triathlon, ale i wspomniany nocny półmaraton w Rybniku. Niewyspanie i przetrenowanie to standard dnia codziennego, więc pewnie ich udział w moim zmęczeniu był mniej istotny. Znaczenie zapewne miała również awaria licznika rowerowego - zepsuł się po kilkuset metrach od startu. Mogłem więc tylko szacować z jaką prędkością jadę oraz jaki dystans już pokonałem. I jeszcze tylna lekko łysa opona, która niestety była niedopompowana. To wszystko są niby tylko detale, ale przy walce na trasie stają się one irytujące bardziej niż można to sobie wyobrazić.
Tym razem zdjęcia medalu nie ma, bo po prostu medali nie było (podobnie jak na zawodach wrotkarskich w Katowicach i Modzurowie).
P.S. Numer startowy z triathlonu, wymalowany mi pisakiem na prawym ramieniu, zniknął dopiero po dwóch dniach intensywnego szorowania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz